Z dedykacją dla L. Przestudiuj moje sny, przyjaciółko.
"Nieosobliwym determinacją
Nadwrażliwym bogiem płomieni
Wyrafinowaną, elegancką dominacją. Fascynacją, dreszczem.
Pieszczotą najczulszych cierni... Jestem.
Niedoskonałym dzieckiem czasu,
Jestem najstarszego lasu szeptem,
Jam piroman miłości, nie mam, nie znam litości w jej żarze,
W boskim odnajduję się bólu, zamykam Cię... w powiek obrazie.
Bezwiernie, bezwiednie, bezgranicznie i bez powodu
Udręką rzewną kwiaty więdną boskiego ogrodu.
Porwany do tańca dotykiem mego palca kurz
Zmierzchu omen na zgliszczach polan moich snów
Ściółka, parkiet i scena, ekscentryczne marzenia ciszy
W słodkiej jej tonacji. Nic się nie liczy prócz mojej inkarnacji."
Wiersze
Spowiedź Pana Vaine.
wtorek, 20 października 2015
wtorek, 13 października 2015
"Tętent serc"
Mówię, co czuję. Never due.
"Napędzany serc tętentem w pogoni za tym pięknem
Nie docieram tu, gdzie umiera deja vu mego cienia.
Nic już nie jest wystarczające. To początek.
Widzę klarownie klepsydry udrękę, dosłownie wszystkie ziarenka ściśnięte
W szklany kadr najpiękniejszego danse macabre.
Widzę każdą granicę i głaszczę wymarzoną kotwicę
Czuję, jak w kłamstwach tonę i wyciągnięte dwie dłonie.
Patrzę jak uśmiecha się Kristy, widzę pełne piasku listy.
Rozumiem wyrzeczenie się świata, klarowne cierpienie i każda strata.
Nie boli niedoskonałość w skazie i tożsamość w lustrzanym obrazie.
Odnajdę Cię wszędzie w tym serc tętencie, gdy
Nic już nigdy nie będzie tak piękne, jak Ty."
"Napędzany serc tętentem w pogoni za tym pięknem
Nie docieram tu, gdzie umiera deja vu mego cienia.
Nic już nie jest wystarczające. To początek.
Widzę klarownie klepsydry udrękę, dosłownie wszystkie ziarenka ściśnięte
W szklany kadr najpiękniejszego danse macabre.
Widzę każdą granicę i głaszczę wymarzoną kotwicę
Czuję, jak w kłamstwach tonę i wyciągnięte dwie dłonie.
Patrzę jak uśmiecha się Kristy, widzę pełne piasku listy.
Rozumiem wyrzeczenie się świata, klarowne cierpienie i każda strata.
Nie boli niedoskonałość w skazie i tożsamość w lustrzanym obrazie.
Odnajdę Cię wszędzie w tym serc tętencie, gdy
Nic już nigdy nie będzie tak piękne, jak Ty."
piątek, 31 lipca 2015
"Słońce w zaćmieniu"
"Wprowadzenie. Lasu cienie, mgła i cisza.
Jesień się pyszni rudymi jej liśćmi. Oddycham.
Nałóg piękna. Póki tętna nie zabraknie.
Bursztynu słońca nie ma końca. Bezgłośna muzyka.
Klatka stop. Stawiam krok. Stokrotka, ma Pani K.
Próba oddechu. Krawędź mankietu obserwuję,
Gdy w walce hipnagog kalce ustępuję.
Ja osobiście, nieczyste me, śniąc karmię fobie
W gmachu Pałacu po drugiej stronie powiek.
Drogi wiernie ustępują mi ciernie, cień liści.
Samo z siebie słońce na niebie już błyszczy.
W bezsilności, prywatnej słabości łez natłoku
Tyś mój kwiat, cały świat zamknięty w Twym oku.
Rdzawy dach jaźni gubi się w przyjaźni, w niebycie
Z uśmiechem łzawię, leżąc w trawie, na szczycie
Świateł granicy. Aż w kotwicy na horyzoncie
Najprawdziwsze. Przepiękne. W zaćmieniu słońce."
Moris241@gmail.com
Jesień się pyszni rudymi jej liśćmi. Oddycham.
Nałóg piękna. Póki tętna nie zabraknie.
Bursztynu słońca nie ma końca. Bezgłośna muzyka.
Klatka stop. Stawiam krok. Stokrotka, ma Pani K.
Próba oddechu. Krawędź mankietu obserwuję,
Gdy w walce hipnagog kalce ustępuję.
Ja osobiście, nieczyste me, śniąc karmię fobie
W gmachu Pałacu po drugiej stronie powiek.
Drogi wiernie ustępują mi ciernie, cień liści.
Samo z siebie słońce na niebie już błyszczy.
W bezsilności, prywatnej słabości łez natłoku
Tyś mój kwiat, cały świat zamknięty w Twym oku.
Rdzawy dach jaźni gubi się w przyjaźni, w niebycie
Z uśmiechem łzawię, leżąc w trawie, na szczycie
Świateł granicy. Aż w kotwicy na horyzoncie
Najprawdziwsze. Przepiękne. W zaćmieniu słońce."
Moris241@gmail.com
sobota, 6 czerwca 2015
Pani Poezja
Nie mam się dobrze i nie wszystko w porządku.
Od każdej reguły szukam wyjątku.
Odezwę się, gdy Pomnik powstanie.
To ostatni wiersz. Ostatni przekaz. Czas na zmianę.
"Hm. Nie radzę sobie z utratą nadziei
Na odnalezienie katalizatora mojego szczęścia.
I kiedy wydaje mi się, że już tylko kilka kroków mnie od niego dzieli
Czuję jakby... ech, mniejsza.
Co ważne, i o czym chciałbym napisać, że czuję i jestem, że wciąż ćpam, nawet na odwykach,
I że myślę o Tobie częściej niż oddycham."
- z dedykacją dla Malkava, dla Kobiety, dla narkotyków mojego serca
Od każdej reguły szukam wyjątku.
Odezwę się, gdy Pomnik powstanie.
To ostatni wiersz. Ostatni przekaz. Czas na zmianę.
"Hm. Nie radzę sobie z utratą nadziei
Na odnalezienie katalizatora mojego szczęścia.
I kiedy wydaje mi się, że już tylko kilka kroków mnie od niego dzieli
Czuję jakby... ech, mniejsza.
Co ważne, i o czym chciałbym napisać, że czuję i jestem, że wciąż ćpam, nawet na odwykach,
I że myślę o Tobie częściej niż oddycham."
- z dedykacją dla Malkava, dla Kobiety, dla narkotyków mojego serca
sobota, 4 kwietnia 2015
"Spowiedź"
"Wokół serca jak pancerz zapuszczę
Wygłodniałe niby pijawki kłujące bluszcze.
Gdy samotność wywierca pustkę w mej duszy
Czekam śmierci, bo truchła nic nie ruszy.
Zepsuty, wyschnięty.
W uśmiechów spadam odmęty.
Zatruty, zdeptany.
Jam Fiołek zgnilizną ozdabiany.
Zepsuty od środka, przeżarty wątpliwościami.
Dla mnie nie ma już sacrum i kłamałem z kwiatami.
Splugawiony mój dotyk, nieświęte me słowa.
Spróchniała ma dusza, wyobraźnia niezdrowa.
Perwersyjne mam dłonie dla przyjemności.
Podniecają mnie granice przyzwoitości.
Nieczysty jak kochanka wyuzdana
Z miłości, nie z żądzy, padam na kolana.
Błagam, choć słowa więdną mi w przełyku.
Chcę jeszcze raz zakosztować mego narkotyku."
Wygłodniałe niby pijawki kłujące bluszcze.
Gdy samotność wywierca pustkę w mej duszy
Czekam śmierci, bo truchła nic nie ruszy.
Zepsuty, wyschnięty.
W uśmiechów spadam odmęty.
Zatruty, zdeptany.
Jam Fiołek zgnilizną ozdabiany.
Zepsuty od środka, przeżarty wątpliwościami.
Dla mnie nie ma już sacrum i kłamałem z kwiatami.
Splugawiony mój dotyk, nieświęte me słowa.
Spróchniała ma dusza, wyobraźnia niezdrowa.
Perwersyjne mam dłonie dla przyjemności.
Podniecają mnie granice przyzwoitości.
Nieczysty jak kochanka wyuzdana
Z miłości, nie z żądzy, padam na kolana.
Błagam, choć słowa więdną mi w przełyku.
Chcę jeszcze raz zakosztować mego narkotyku."
poniedziałek, 19 stycznia 2015
"Każdej nocy"
"Nadwrażliwość zjada niczym martwica
Moje wstydem splątane usta i powieki
Gdy króluje we mnie nienawiść do księżyca,
A każda sekunda zdaje się trwać jakby wieki.
Moje kończyny pęta przejmujący chłód,
By myśli moje jakby liście obróciły się w brud.
Światła gasną.
Barwy blakną.
Otula mnie cisza i spowija cień.
Upadam i wrzeszczałbym, gdybym miał czym.
Każdej nocy ciszy śpiewam hymn.
Znów w koszmarny zapadam sen.
Bez siły i mocy zamykam me oczy
I odwracam umysł na granitowe sklepienie.
Spaliłem każde me marzenie.
Na dnie umysłu za papierowymi drzwiami
Trzymam najskrytsze pragnienie z kwiatami.
Migdałowe oczy i czarny atrament
Na płótnie mych snów wprowadzają zamęt.
Niezrozumiałe słowa i sprośna umowa.
Będę bogiem póki mam as w rękawie.
Każdej nocy umieram od nowa,
Lecz już nigdy nie usnę na jawie."
Moje wstydem splątane usta i powieki
Gdy króluje we mnie nienawiść do księżyca,
A każda sekunda zdaje się trwać jakby wieki.
Moje kończyny pęta przejmujący chłód,
By myśli moje jakby liście obróciły się w brud.
Światła gasną.
Barwy blakną.
Otula mnie cisza i spowija cień.
Upadam i wrzeszczałbym, gdybym miał czym.
Każdej nocy ciszy śpiewam hymn.
Znów w koszmarny zapadam sen.
Bez siły i mocy zamykam me oczy
I odwracam umysł na granitowe sklepienie.
Spaliłem każde me marzenie.
Na dnie umysłu za papierowymi drzwiami
Trzymam najskrytsze pragnienie z kwiatami.
Migdałowe oczy i czarny atrament
Na płótnie mych snów wprowadzają zamęt.
Niezrozumiałe słowa i sprośna umowa.
Będę bogiem póki mam as w rękawie.
Każdej nocy umieram od nowa,
Lecz już nigdy nie usnę na jawie."
poniedziałek, 13 października 2014
"Biurko cz. 2"
"Pająk wyśni.
Ścieżkę tkaną cienia nićmi.
Na jej końcu ogrodzenie na ciernia pozory,
A kolce jakby zastygłe w tańcu jęzory
Unoszą woskowe świece. I każda z nich płonie,
Oświetlając wejście do Pałacu po drugiej powiek stronie.
Na skraju oczu pajęczych niby w nieładzie porozrzucane
Kamienie marmurowe jak pomniki podpisane.
Jeden na cześć bieli, inny przeszłości filar skrywa.
Następny na cześć schodów, a jeszcze inny celą bywa.
W przeciwnym kącie ślepia pajęczego
Odbite starannie na pamiątkę Deszczu mego
Umarłe drzewo plujące liśćmi jak krwią narkoman.
Udręka ogrodu nie zelży, póki nie skonam.
Odnóża przekroczą jeszcze kilka cali w strachu.
Zadrżą, zbliżając się do gmachu.
Uchyliwszy wrota dostrzeże wnętrze na trzy podzielone altany.
Wejdzie po schodach ciekawością kierowany.
W każdej altanie kolumny surowe podtrzymują sklepienie,
A kamień oprawione zdobi pajęcze pragnienie.
Po lewej złoty płomień spływający po szyi, skroni.
Księżyc zaklęty, ujęty w dłoni.
Sugestywnie dziewczęca biel symbolizmu.
Cisza. Pomnik Poety Romantyzmu.
Środkowa altana w czerni damą przyozdabiana.
Moje serce na kolanach.
Trochę ciemniej. Lekko ciaśniej.
Słońce świeci jakby jaśniej.
Na końcu korytarza okno po zachodniej stronie.
Niebo płonie.
W ostatniej altanie wąskie, drewniane stopnie.
Na strychu od deszczu podłoga moknie.
Po środku pokoju wielki almanach na piedestale,
A wszystkie stronice niezapisane, białe.
Na podłodze symbole starannie krwią nakreślone.
Kolejne próby namnożone.
Próbuję przywrócić duszę do ciała.
Nie zawiedźcie mnie, Przeklęci
Tam, gdzie Światłość odpowiedzi nie znała.
Niedoskonałe sfery mej pamięci
Hołdują miejsca Tobie.
W marmurowym śpię grobie."
Ścieżkę tkaną cienia nićmi.
Na jej końcu ogrodzenie na ciernia pozory,
A kolce jakby zastygłe w tańcu jęzory
Unoszą woskowe świece. I każda z nich płonie,
Oświetlając wejście do Pałacu po drugiej powiek stronie.
Na skraju oczu pajęczych niby w nieładzie porozrzucane
Kamienie marmurowe jak pomniki podpisane.
Jeden na cześć bieli, inny przeszłości filar skrywa.
Następny na cześć schodów, a jeszcze inny celą bywa.
W przeciwnym kącie ślepia pajęczego
Odbite starannie na pamiątkę Deszczu mego
Umarłe drzewo plujące liśćmi jak krwią narkoman.
Udręka ogrodu nie zelży, póki nie skonam.
Odnóża przekroczą jeszcze kilka cali w strachu.
Zadrżą, zbliżając się do gmachu.
Uchyliwszy wrota dostrzeże wnętrze na trzy podzielone altany.
Wejdzie po schodach ciekawością kierowany.
W każdej altanie kolumny surowe podtrzymują sklepienie,
A kamień oprawione zdobi pajęcze pragnienie.
Po lewej złoty płomień spływający po szyi, skroni.
Księżyc zaklęty, ujęty w dłoni.
Sugestywnie dziewczęca biel symbolizmu.
Cisza. Pomnik Poety Romantyzmu.
Środkowa altana w czerni damą przyozdabiana.
Moje serce na kolanach.
Trochę ciemniej. Lekko ciaśniej.
Słońce świeci jakby jaśniej.
Na końcu korytarza okno po zachodniej stronie.
Niebo płonie.
W ostatniej altanie wąskie, drewniane stopnie.
Na strychu od deszczu podłoga moknie.
Po środku pokoju wielki almanach na piedestale,
A wszystkie stronice niezapisane, białe.
Na podłodze symbole starannie krwią nakreślone.
Kolejne próby namnożone.
Próbuję przywrócić duszę do ciała.
Nie zawiedźcie mnie, Przeklęci
Tam, gdzie Światłość odpowiedzi nie znała.
Niedoskonałe sfery mej pamięci
Hołdują miejsca Tobie.
W marmurowym śpię grobie."
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)