"Pająk wyśni.
Ścieżkę tkaną cienia nićmi.
Na jej końcu ogrodzenie na ciernia pozory,
A kolce jakby zastygłe w tańcu jęzory
Unoszą woskowe świece. I każda z nich płonie,
Oświetlając wejście do Pałacu po drugiej powiek stronie.
Na skraju oczu pajęczych niby w nieładzie porozrzucane
Kamienie marmurowe jak pomniki podpisane.
Jeden na cześć bieli, inny przeszłości filar skrywa.
Następny na cześć schodów, a jeszcze inny celą bywa.
W przeciwnym kącie ślepia pajęczego
Odbite starannie na pamiątkę Deszczu mego
Umarłe drzewo plujące liśćmi jak krwią narkoman.
Udręka ogrodu nie zelży, póki nie skonam.
Odnóża przekroczą jeszcze kilka cali w strachu.
Zadrżą, zbliżając się do gmachu.
Uchyliwszy wrota dostrzeże wnętrze na trzy podzielone altany.
Wejdzie po schodach ciekawością kierowany.
W każdej altanie kolumny surowe podtrzymują sklepienie,
A kamień oprawione zdobi pajęcze pragnienie.
Po lewej złoty płomień spływający po szyi, skroni.
Księżyc zaklęty, ujęty w dłoni.
Sugestywnie dziewczęca biel symbolizmu.
Cisza. Pomnik Poety Romantyzmu.
Środkowa altana w czerni damą przyozdabiana.
Moje serce na kolanach.
Trochę ciemniej. Lekko ciaśniej.
Słońce świeci jakby jaśniej.
Na końcu korytarza okno po zachodniej stronie.
Niebo płonie.
W ostatniej altanie wąskie, drewniane stopnie.
Na strychu od deszczu podłoga moknie.
Po środku pokoju wielki almanach na piedestale,
A wszystkie stronice niezapisane, białe.
Na podłodze symbole starannie krwią nakreślone.
Kolejne próby namnożone.
Próbuję przywrócić duszę do ciała.
Nie zawiedźcie mnie, Przeklęci
Tam, gdzie Światłość odpowiedzi nie znała.
Niedoskonałe sfery mej pamięci
Hołdują miejsca Tobie.
W marmurowym śpię grobie."